środa, 19 czerwca 2013

RozdziaŁ VII: Inne nastawienie

Kestin otwarła powoli oczy, w które, jak się okazało, wpatrywał się Xyam. Na jego twarzy malował się niepokój, zatroskanie i smutek. Baaardzo dziwna mieszanina uczuć.
- Jak się czujesz? - spytał.
Dziewczyna chciała odpowiedzieć, ale gdy miała zamiar otworzyć usta, zabolała ją mocno żuchwa. Jęknęła. Xyam wetschnął, zapanowała niezręczna cisza. Kestin powiedziałaby coś, ale w końcu nie mogła nic mówić...
Chłopak wstał i wyszedł, powiedział coś do pielęgniarki...
CO? Pielęgniarki?
Kestin rozejrzała się - po chwili wszystkie te zdarzenia, które minęły do niej wróciły; szybka jazda na siwku, wywerny, zamek... Do jej komnaty widocznie przyszło kilka uzdrowicieli i pielęgniarek.
Dziewczyna sięgnęła po swój zielony płaszcz i założyła go, po czym wstała zupełnie ignorując ból w lewej ręce i udzie. Podeszła do drzwi, lekko kulejąc, a wtedy usłyszała za sobą głosy dwóch pielęgniarek, które sprzeciwiały jej się zachowaniu, prawiły jej kazania, że powinna teraz leżeć w łóżku. Kestin jednak to zignorowała. Wyszła z komnaty, nie zwracając uwagi na Xyama, uzdrowicieli i innych ludzi.
Otworzyła drzwi do wyjścia z zamku, ale tam czekali strażnicy, którzy, prócz okazywania zdziwienia i szacunku, zakazali jej wychodzić. I znowu, jak pielęgniarki, powiedzieli, że ma wracać do swojej komnaty i wypoczywać.
Kestin poszła w stronę komnaty, przynajmniej tak udawała. W drodze zastanawiała się, dlaczego okazali jej szacunek... I czemu się dziwili? Ile czasu była nieprzytomna? Zmarszczyła brwi i postanowiła jednak wrócić do komnaty, w której czekał już na nią Xyam.
- Około półtorej miesiąca - chłopak odpowiedział po chwili, zdawał się liczyć upływające dni od tamtego wydarzenia.
- Co?! - wykrzyknęła Kestin. - Nie pomyliłeś się?
Xyam zamyślił się chwilę, po czym odpowiedział spokojnie, jakby to było normalne:
- Ano, tak. Pomyliłem się. - przyznał.
- To ile?
- Dwa miesiące.
- Ty chyba żarty sobie stroisz... - odparła nieco zirytowana.
Ten wzruszył ramionami.
- Czy kiedykolwiek cię okłamałem? - spytał z drwiną w głosie.
- Ech.. - westchnęła Kestin, po czym znów powtórzyła pytanie: - To ile?
- No, dwa miesiące!
- ...
Nie odpowiedziała. Postanowiła się zapytać kilku innych osób, które odpowiedziały jej to samo.
Zmarszczyła brwi, po czym spytała pierwszej napotkanej osoby, która godzina.
- Coś koło dziesiątej.. - odpowiedziano jej.
Dziewczyna podziękowała tejże osobie i ruszyła do komnat króla, który na jej widok otworzył szeroko oczy.
- Ty już na nogach? - wykrzyknął.
- A co? - odparła niegrzecznie Kestin.
Król nie odpowiedział, tylko podrapał się po głowie.
- Czemu wasza królewska mość jest zdziwiona? W ogóle wszyscy! - powiedziała dziewczyna, tym razem z większym szacunkiem do władcy.
Ten znów nic nie powiedział. Mruknął tylko coś pod nosem. Widząc, że Kestin czeka na odpowiedź, powiedział szybko:
- To ty nic nie wiesz? W całym królestwie o tobie mówią!
Dziewczyna zdziwiła się, ale po chwili zrozumiała, dlaczego strażnicy spoglądali na nią ze zdziwieniem i szacunkiem, w ogóle wszystko do niej wróciło.
Czyli zmienili do mnie nastawienie... Hmm, ciekawe. - pomyślała.
Nie odpowiadając wyszła z komnaty.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział VI: Wywerny

Następnego ranka, gdy dochodziła godzina dziewiąta, Kestin poszła do sali króla. Strażnicy otworzyli jej wielkie drzwi, a ta westchnęła. Obawiała się, że jakiś nieszczęsny człowiek zrobił coś, co nie spodobało się władcy i teraz Kestin miała się z nim rozprawić.
Król uśmiechnął się do niej na powitanie.
- A jednak jesteś - powiedział, a w jego głosie była duma, jak u właściciela psa, który wykonał sztuczkę. - Nie martw się, zadanie nie jest takie, jak myślisz. Nie wykorzystam dziś twojego Daru. Masz wypatrywać wywern, część moich strażników idzie do innego królestwa załatwić pewne sprawy, a nie chcę, aby coś im się stało. Jeśli zauważysz jakąś wywernę, powiadom łuczników.
Wywerny to istoty przypominające smoki, ale w przeciwieństwie do nich mają jedynie dwie pary kończyn, w tym przednie przekształcone w skrzydła. Nie są nastawione przyjaźnie do ludzi i innych istot, które nie są z ich gatunku, czasem nawet walczą ze sobą. Wyczują krew z odległości kilku kilometrów, czasem nawet kilkunastu. Są bardzo niebezpieczne.
Dziewczyna jednak nie miała wyjścia - gdyby odmówiła królowi posłuszeństwa, byłoby z nią źle. Zgodziła się.
- Strażnicy wyruszają za pół godziny - oznajmił władca. - Możesz iść.
Kestin przytaknęła i wyszła z sali.
Od razu poszła do stajni, aby osiodłać konia. Wiedziała, że królowi chodziło o coś innego, że miała na przykład stać na balkonie i obserwować nadlatujące wywerny. Ale miała inny pomysł, którym udowodniłaby, że nie jest taka jak swój ojciec.
Wyczyściła i osiodłała siwego konia, po czym wyszła z nim ze stajni i wsiadła na niego. Poprowadziła siwka w stronę bramy głównej, z której wychodziło kilkadziesiąt strażników.
Kestin po chwili zobaczyła sześć dorosłych wywern krążących nieopodal. Nie dała znaku łucznikom, aby zaczęli strzelać. Spojrzała na strażników; poruszali się szybko, niedługo mieli dotrzeć do miejsca, w którym będą bezpieczni.
Dziewczyna zobaczyła, że jedna z wywern zobaczyła ich. Postanowiła więc już wcielić swój plan w życie. Wyjęła sztylet z pochwy i nacięła sobie nim rękę. Potwory od razu ją wyczuły i poleciały w jej kierunku, wszystkie zapominając o straży. Koń Kestin zerwał się z miejsca i pobiegł w stronę zamku - tam na szczęście byli bezpieczni, tam byli łucznicy i ochronne bariery magiczne. Jednak musieli pokonać całkiem spory dystans.
Siwek spisał się dobrze - biegł tak szybko, że Kestin ledwo mogła się na nim utrzymać. Wywerny jednak były szybkie; dwie z nich zniżyły lot i prawie chwyciły dziewczynę. Za drugim razem trzeciej bestii się udało; Kestin po chwili była kilka metrów nad ziemią. Obdarzona wiedziała, że to już jej koniec. Spojrzała na swojego wierzchowca, który był atakowany przez resztę bestii. Wywerna, która trzymała dziewczynę, w końcu zobaczyła barierę magiczną i wpadła na nią, upuszczając przy tym swoją pasażerkę. Kestin upadła na ziemię ciężko, a wywerny po chwili zostały zestrzelone przez łuczników.
Dziewczyna spojrzała na konia, który był ranny i kulał na jedną nogę. Zapłakała, nie z bólu, lecz z powodu, że siwek cierpiał przez nią. Spojrzała w górę i zobaczyła Xyama stojącego na balkonie. To był ostatni obraz, jaki widziała w tej chwili.


niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział V: Sąd

Gdy Kestin weszła do komnaty króla, zdziwiła się, widząc wielu łuczników, których strzały były wycelowane w nią i strażników z bronią w ręku. Władca natomiast siedział na swoim tronie i patrzał na nią zadowolony.
- Aż tak za mną się stęskniłaś? - zakpił.
Dziewczyna chciała się wyrwać z rąk dwóch strażników, którzy dalej są trzymali, ale wtedy przypomniała sobie o reszcie. Nie miała z nimi szans. Spojrzała wściekla na króla.
- Nie próbuj walczyć - powiedział władca. - Jak sama widzisz, otaczają cię tutaj moi strażnicy i łucznicy.
Kestin znowu spojrzała na obstawę swojego wroga. Pomyślała chwilę, po czym powiedziała:
- Jeśli jeden z łuczników mnie zaatakuje, a ja ominę atak, strzała trafi w jednego ze strażników. Ten upadnie i przewróci się na innych. Powstanie pewne zamieszanie, podczas którego będę mogła uciec.
Król zamyślił się, po czym skinął głową, ale nic nie powiedział. Dziewczyna chciała odwrócić się i wyjść, ale zapomniała o strażnikach, którzy nadal ją trzymali. Jeden z nich, niewiadomo z jakiego powodu, podkosił ją.
- Ojoj, czyżby ktoś był dla ciebie niedobry..? - spytał władca, a w jego głosie była kpina. Kilku strażników nawet się zaśmiało cicho. - No dobra, przejdźmy do rzeczy - jego głos spoważniał. - Nie chciałbym marnować takiej dobrej wojowniczki jak ty i cię krzywdzić. Więc zadam ci to samo pytanie, jakie zadałem ci 8 lat temu; czy będziesz mi służyć?
- Nie - syknęła.
- Czyli chcesz być taka, jak twój ojciec?
Nagle zapanowała cisza. Przed Kestin powróciły wspomnienia z dzieciństwa. Jej ojciec co prawda nie miał Daru walki, ale był łotrem, który był poszukiwany w całym kraju. Podpalił jedno miasto i nieraz okradał króla. Dziewczyna nie wiedziała, jak jej matka mogła wziąć taką osobę za męża. A może ona też była złodziejką? Nie wiedziała, bo nigdy nie znała swojej matki. A ojciec w końcu zginął w walce, gdy Kestin miała pięć lat.
Odepchnęła od siebie te myśli i nie odezwała się.
- Więc jak? - zapytał po dłuższej chwili król.
Dziewczyna nadal się nie odzywała.
- Czyli mam podjąć decyzję za ciebie... - powiedział władca i zanim Kestin zdążyła zaprotestować, powiedział: - Zaprowadzić ją do jej komnaty. Kestin, jutro o ósmej masz się stawić w tej sali.
Zdenerwował ją tym, ale znowu nic nie była w stanie powiedzieć, ponieważ pięciu strażników wyprowadziło ją z sali. Przy drzwiach, na korytarzu stał Oscar. Dziewczyna wysłała mu gniewne spojrzenie. Ten westchnął tylko.
Mimo, że komnata była piękna, Kes nie była zadowolona. Od razu chciała uciec przez okno, ale było za wysoko, a prześcieradła były za krótkie, aby zrobić z nich linę.
Niedługo potem odwiedził ją Oscar. Usiadł przy niej na łóżku i powiedział:
- Przepraszam.
Kestin nie odezwała się, tylko prychnęła.
- Nie chciałem tak - zaczął chłopak.
- Zejdź mi z oczu.
Chłopak westchnął.
- I ja tak na prawdę...
- Zostaw mnie samą - warknęła Kestin.
- Ale to na prawdę ważne!
- Nie jesteś dla mnie ważną osobą, dlatego też to, co mówisz, nie jest ważne.
- Na prawdę chciałbym zdobyć ponownie twoje zaufanie. I nie chcę cię znowu zdradzić - westchnął chłopak. - I nie mam na imię Oscar, tylko Xyam.
Kestin spojrzała na chłopca.
- Kolejne kłamstwo - burknęła.
- Nie, tym razem to prawda. Moje drugie imię to Oscar..
- I to wszystko wymyślił król? Nienawidzę drania - syknęła dziewczyna. - A teraz się wynoś, chcę zostać sama.
Tym razem Xyam nie protestował. Wyszedł, zamykając za sobą drzwi.