środa, 25 grudnia 2013

ROZDZIAŁ XIII: Kolejna wizyta u króla

Rano Kestin długo rozmyślała o spotkanym chłopaku, zanim wyszła z kryjówki. Dlaczego powiedział, że jej nie wyda? Skąd w ogóle ją znał? Wszystko to nie miało sensu. A co jeśli kłamał? Na pewno. Na sto procent nie mówił prawdy, pewnie już wyruszył do zamku, aby umówić się na audiencję u króla.
Wkrótce potem postanowiła, że musi stąd uciec. Bo to niemożliwe, aby ten facet mógł być lojalny...
Kestin wyszła ze swojego ukrycia i wyruszyła na łowy. Musiała zachować ostrożność, ponieważ o tej porze często roi się w tych okolicach od strażników. Gdy tylko zasunęła za sobą wejście, przed nią stanął tamten chłopak.
- C-co ty tu robisz? - wyjąkała.
Ten uśmiechnął się i nic nie mówił. Kestin potrząsnęła głową i mruknęła pod nosem: "Nie mam na ciebie siły" i odepchnęła go, po czym poszła w swoją stronę. Ten dogonił ją i powiedział:
- Muszę ci coś...
- Nie, nie musisz - warknęła dziewczyna i przyspieszyła kroku. Chłopak natomiast dogonił ją i odwrócił w swoją stronę.
- To ważne - tym razem nie pozwolił sobie przerwać - Ktoś nas podsłuchiwał wczoraj. Las teraz jest przeszukiwany przez posłańców króla. Musisz uciekać.
- Nic nie muszę - odparła. - Dlaczego myślisz, że ci teraz uwierzę? Jestem nauczona nie ufać innym. Poza tym, dam sobie radę, przecież zawsze im uciekałam... - po czym odwróciła się i uciekła.
Gdy odbiegła już na tyle daleko, że straciła chłopaka z zasięgu wzroku, postanowiła wreszcie zapolować. Niestety, nigdzie nie mogła znaleźć zwierzyny, więc poszła po prostu przed siebie.
Jednak po chwili usłyszała niedaleko jakieś głosy. Rozejrzała się i zobaczyła paręset metrów od niej grupę posłańców króla liczących ok. dwudziestu osób. Musiała się ukryć, ale nie było tu żadnego dobrego miejsca na skuteczną kryjówkę. Jedynym wyjściem było duże, stare drzewo ze spróchniałym pniem.
Kestin podbiegła do drzewa i ukryła się za nim. Korzystając z tego, że roślina już próchniała, dziewczyna wyrwała część kory w pniu i weszła do powstałej dziury. Zasłoniła się tym kawałkiem kory, który przed chwilą wyrwała, zostawiając małą dziurkę, aby obserwować sytuację na zewnątrz.
Po chwili posłańcy pojawili się. Kestin zaczęła ich obserwować i po chwili zobaczyła, że wśród nich był... Xyam. Dziewczynę opętała złość, gdy go zobaczyła.
Chłopak razem z innymi szukał jej, ale na szczęście oni byli zbyt głupi aby poszperać przy drzewie. I dobrze - pomyślała Kes z ulgą. Zaraz potem pomyślała o drugim facecie, który ostrzegł ją przed posłańcami. No, na coś się przydał ten chłopak, ale i tak może mnie zdradzić, tak jak Xyam. 
Kestin przeczekała, aż posłańcy sobie nie pójdą. Kiedy już zniknęli z jej pola widzenia, odczekała kilkanaście minut i postanowiła wyjść z ukrycia. Odsunęła więc wyjście i kiedy już wyprostowała się, poszła przed siebie.
Po chwili jednak coś dźgnęło ją w plecy. Dziewczyna odwróciła się i zobaczyła posłańców.
- Mówiłem, że w końcu stamtąd wyjdzie - powiedział jeden z nich.
- Hehe, ale nie wiedziałem, że tak szybko - uznał drugi.
Kestin wtryniła się do rozmowy:
- Przepraszam państwa, wy umówcie się na jakąś kolacyjkę i sobie porozmawiajcie o tym, a ja tymczasem spadam - po czym puściła się do biegu.
- Brać ją! - krzyknął Xyam i wszyscy zaczęli ją gonić.
Kiedy tak biegli, Kes potknęła się o wystający korzeń jednego z drzew i przewróciła się. Posłańcy z prowizorycznymi włóczniami w rękach przystawili swoje bronie do jej szyi. Jeden z nich wykrzyknął:
- To już twój koniec!
- Wcale nie - odparła dziewczyna pewnie, mimo że wcale nie wiedziała, co ma teraz zrobić w tej sytuacji. Nie mogła wstać, gdyż wtedy przynajmniej jedno z ostrzy tych dziwnie wykonanych włóczni wbiłoby się w jej skórę. Odepchnięcie tych broni też nie wchodziło w grę. W końcu wpadła na pomysł, żeby zacząć działać, kiedy już ją podniosą, ale po chwili zdała sobie sprawę, że mają oni przewagę liczebną.
Gdy już ją podnieśli i z eskortą udali się w kierunku zamku, do ich uszu doszedł tętent końskich kopyt.
Zobaczyli młodego chłopaka w stroju szlachcica na kasztanowatym koniu, który szedł w ich stronę. Rumak zatrzymał się przy nich, a chłopak przemówił:
- Witajcie, drodzy posłańcy. Kogo tu macie?
- Leśną Wojowniczkę - odparł niechętnie Xyam.
Leśną Wojowniczkę? - powtózyła w myślach Kestin. Aha, czyli tak mnie nazywają. No cóż, nazwa nawet spoko. 
Tymczasem tamci kontynuowali rozmowę;
- Ach, tak... Dostałem wiadomość od króla, że mam ją zabrać na Złotą Polanę - szlachcic.
- Masz pisemną zgodę króla? - zapytał jeden z posłańców.
- Szczerze mówiąc, nie - odparł tamten - Ale ustną owszem.
- Musimy mieć pisemną zgodę, inaczej nie oddamy ci jej pod twoją opiekę. - posłaniec.
Ale nudy - skomentowała w myślach Kestin.
- Powiedz nam, kim je... - zaczął Xyam, ale wtedy Kestin przepchała się przez ich całą grupę i poszła w swoją stronę.
Na odchodnym powiedziała:
- To umówcie się w końcu na tę kolację, a ja sobie idę.
- Ty, czekaj, czekaj - warknął jeden z posłańców i chwycił ją za ramię. Gdy dziewczyna zaczęła się wyrywać, zaraz pomogło mu jeszcze dwóch mężczyzn, unieruchomili ją.
Wtedy okazało się, że szlachcic, który wcześniej siedział na koniu, leży na ziemi, a Xyam go do niej dociska.
- Kłamca! - krzyknął i zdjął mu kaptur, który wcześniej osłaniał mu twarz. Ku zdziwieniu Kestin okazało się, że to tamten chłopak, który wcześniej ostrzegł ją przed posłańcami. - Chciałeś uratować Leśną Wojowniczkę! Za karę idziesz z nami. Już król da wyrok, co z tobą zrobić.
Tak właśnie Kestin i jej znajomy poszli w otoczeniu posłańców ku zamkowi króla, na audiencję.

niedziela, 6 października 2013

ROZDZIAŁ XII: Łuk i kołczan

Kestin patrzała z oddali na domek, którego drzwi właśnie się zamknęły. Odetchnęła z ulgą, gdyż sądziła, że chłopak będzie ją gonił. Przystanęła i patrzała chwilę na chatkę, by znów puścić się biegiem. Musiała odejść na dużą odległość, gdyż podejrzewała, że chłopak postanowi jej szukać.
Poczuła głód, więc postanowiła upolować jakiegoś zająca. Odruchowo chciała wyjąć strzałę z kołczanu i napiąć na łuk, ale... Ale ich nie było! Pewnie zostawiła łuk z kołczanem pełnym strzał w chacie. Musi go odzyskać. Tylko jak? Przecież nie zapuka do drzwi domu i nie powie: "Hej, zostawiłam tu łuk i kołczan. Czy mógłbyś mi je oddać?". Musiała się jakoś wkraść. Postanowiła, że zrobi to w nocy.
Kiedy więc zapadła noc, a świeca paląca się w domku zgasła, Kestin była już gotowa wkraść się do domu. Na wszelki wypadek zaczekała parę dłuższych chwil, aby mieć pewność, że domownik śpi. Potem ruszyła w stronę domu, ale by zachować ostrożność, szła schylona przy krzakach.
Doszła do chatki, której okna na jej szczęście nie były oszklone. Podeszła, nadal się pochylając, do parapetu i zajrzała dyskretnie do środka. Mimo, że było tam ciemno i ledwie coś można było tam zobaczyć, ujrzała leżącą sylwetkę na łóżku.
Chyba śpi - pomyślała, po czym bezszelestnie wspięła się na parapet. Weszła do środka chatki i rozejrzała się po chatce w poszukiwaniu swojego łuku i kołczanu. Niestety, w takich ciemnościach nie mogła nic zobaczyć. Zrobiła parę kroków do przodu i wpadła na coś.
- Szukasz czegoś? - usłyszała głos.
- Jak to.. przecież... ty jesteś.. tam! - odparła Kes zaskoczona, kierując palec wskazujący w stronę łóżka.
Chłopak zapalił świecę i oświetlił wskazane miejsce. Kołdrą był przykryty cel dziewczyny; łuk i kołczan pełen strzał.
Kestin wzięła je i przerzuciła przez ramię. Miała zamiar już wychodzić, ale usłyszała śmiech chłopaka, który wzbudził w niej złość.
- Nie wiedziałem, że tak łatwo ciebie oszukam. Ciebie, słynną Kestin! - mówił, starając się uspokoić śmiech.
Kes odwróciła się w jego stronę. Aż w niej wrzało ze złości, jednak musiała się czegoś dowiedzieć; skąd on ją zna?
- Skąd mnie znasz? - warknęła.
Chłopak przestał się śmiać i spojrzał na nią z nieco większą powagą, jednak nadal się uśmiechał.
- Przecież całe królestwo wie o tobie! Za wszelkie informacje o twoim położeniu są różnego rodzaju nagrody. I te pieniężne, i te materialiczne.
Kestin zaczęła gorączkowo myśleć. Obawiała się, że ten tutaj wyda ją. Musiała jak najszybciej stąd uciec i ukryć się tak, aby nikt jej nie znalazł.
- Spokojnie - powiedział tym razem poważnie chłopak - nie wydam cię.
Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem. Podejrzewała, że on ją zdradzi, że to właśnie dlatego się tak śmiał. Jednak myliła się co do niego.
Mimo to nie wyjawiła mu swoich myśli. Nigdy tego nie robiła. Odwróciła się w stronę okna i wyskoczyła przez nie. O dziwo, chłopak ani drgnął, aby ją powstrzymać. Jakiś dziwny przypadek - pomyślała Kestin i uśmiechnęła się w duchu. Pobiegła w prawo, mimo, że powinna iść w lewo. Jednak chciała go zmylić, bo mógł ją okłamać i z samego rana iść do króla, aby ją wydać. Poszła dłuższą drogą, i minęła godzina, zanim dotarła do swojej kryjówki. Tam usnęła.








sobota, 7 września 2013

RozdziaŁ XI: Przełęcz Grelli

Słońce już całkowicie zaszło, gdy Kestin zbliżała się do gór. Miała zamiar przejść na drugą ich stronę, przebywając długą i niebezpieczną podróż przez Przełęcz Grelli. Było to miejsce, gdzie większość ludzi poddawała się na samym początku, tak było tam zimno. Reszta często nie docierała na drugi koniec przełęczy, tylko marzła wśród grubych warstw śniegu.
Kes spojrzała z dołu na wysoką górę, na którę miała się wspiąć. Na jej szczycie była owa niebezpieczna przełęcz, która szła wzdłuż parunastu gór. Rozpoczęła wspinaczkę. Nieraz prawie by nie spadła przez kamienie, które spadały w dół, gdy tylko na nie weszła.
Góra była wysoka, a na dworze było już ciemno. Dlatego też dziewczyna po dwóch godzinach trudnej wspinaczki, znalazła jaskinię wyrytą w tej górze. Tam postanowiła się zatrzymać, gdyż była bardzo zmęczona. Nie była pewna, czy jest tam bezpieczna - to jej teraz nie obchodziło. Jej myśli krążyły tylko wokół snu... Kestin położyła się w jaskini i spróbowała się ogrzać. W końcu udało jej się usnąć.

Obudził ją głośny szum wiatru. Dziewczyna wstała; po ciężkiej nocy była cała obolała, ale miała zamiar natychmiast rozpocząć wspinaczkę. Podeszła do wyjścia z jaskini i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że jest śnieżyca. No trudno... - pomyślała. I tak zostało mało drogi do zdobycia tego szczytu. Za pół godziny już będę dochodziła do Przełęczy Grelli..
Jednak śnieżyca bardzo utrudniała wspinaczkę, przez co podróż na szczyt góry trwał znacznie dłużej. Kiedy Kes znalazła się już przy Przełęczy, pogoda znacznie się pogorszyła. Dodatkowo było tu przerażająco zimno.
- Przyrzekłam sobie, że przejdę przez Przełęcz Grelli. I teraz się nie cofnę. - powiedziała sobie zdecydowanie, po czym ruszyła przez śnieg, stawiając czoła ostremu, chłodnemu wiatrowi.
Przełęcz okazała się być dłuższa i trudniejsza do przebycia, niż jej się wydawało. Kiedy tak wędrowała i wędrowała, nieraz tonęła w śniegu, którego warstwa była bardzo gruba. W końcu poczuła takie zmęczenie i zimno, że straciła przytomność.


*  *  *  


Obudziła się na wygodnym i ciepłym łóżku w małym, drewnianym domku po drugiej stronie gór. Z tego co zauważyła była sama, więc nie wiedziała, kto uratował ją przed zamarznięciem. Mimo to nie miała ochoty poznać tej osoby, gdyż nie lubiła być pod czyjąś opieką. Czuła się tak, jakby była niepełnosprawna. Usiadła na łóżku.
Rozejrzała się w poszukiwaniu drzwi. Wstała i już miała zamiar je otworzyć, kiedy osoba z zewnątrz zrobiła to za nią. Wpadli na siebie.
Jak się okazało, był to chłopak o ciemnych włosach i zielonych oczach. Miał grzywkę opadającą na lewe oko. Podobnie jak Xyam - pomyślała Kes i od razu skarciła samą siebie, gdyż nie miała zamiaru już o nim myśleć.
- Właśnie wychodziłam - powiedziała i spróbowała przecisnąć się przez szparę między nim a drzwiami.
Ten jednak zablokował jej drogę.
- Poczekaj - poprosił.
Zrobiła krok do tyłu, na chwilę rezygnując z przepychanki.
- Czego chcesz? - spytała oschle.
- Niczego - odparł. - Musisz odpocząć. Zgaduję, że dopiero co się obudziłaś.
- Skąd wiesz? - zmieniła temat.
Wzruszył ramionami.
- Tylko tak podejrzewałem.
Kestin westchnęła. Nie miała zamiaru dłużej z nim rozmawiać.
- Dobra, miło było, ale naprawdę muszę już iść - powiedziała wymijająco.
- Przecież nawet nie wiesz, gdzie jesteś.
- Wiem, gdzie jestem - burknęła dziewczyna.
- Ach tak? - spytał chłopak, opierając dłonie na biodrach. - Więc gdzie?
Kestin szybko znalazła odpowiedź;
- W drewnianym domku, w którym mieszka jakiś zwariowany chłopak. Do nie zobaczenia.
Spróbowała znowu wydostać się z domku. Jednak chłopak nie pozwolił jej.
- O co ci znowu chodzi? - prawie krzyknęła.
- Słuchaj... Musimy porozmawiać. Wtedy, jak widziałem cię na Przełęczy... - zaczął.
Dziewczyna mu przerwała:
- Nie mamy o czym rozmawiać.
Po czym znów spróbowała wyjść. Tym razem posłużyła się większą siłą i udało jej się wydostać z domku. Od razu puściła się biegiem, kiedy chłopak spróbował ją zatrzymać.
Kiedy domek dla niej stał się małym punkcikiem, chłopak uśmiechnął się pod nosem i skomentował:
- Ach, ta Kestin. Nigdy się nie zmieni.

niedziela, 11 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ X: Ucieczka

Po chwili Kestin już jechała na Abakanie. Podejrzewała, że Xyam znowu wyruszył do lasu, więc tamtędy jechała. Zaraz jednak zaczęła się zastanawiać - dlaczego ona to robi? Dlaczego teraz gna na siwym ogierze przez las, aby dowiedzieć się, co robi w tym momencie jej znajomy? Wahała się - czy wrócić do zamku, czy wszystko wyjaśnić?
Wyjaśnić. Nie można tej sprawy zostawić. W końcu ją okłamał - miał iść do króla. Nie, wrócić. Bo król mógł dać mu jakieś zadanie, że musiał gdzieś wyruszyć.
Każdy argument był coraz lepszy. Kestin zamyśliła się, po czym postanowiła jednak wrócić. Bo jakby znalazła Xyama gdzieś tu, i zrobiła mu jakiś wykład, a to wszystko, co powiedziała, było nieprawdą... Uznała, że nie chce narobić sobie wstydu. Zawróciła konia.


* * *


Minęło parę tygodni. Kestin długo myślała o ostatnich wydarzeniach. Miała dość króla, który mówił jej, co ma robić, strażników, którzy jej pilnowali i Xyama, który zachowywał się jak... wiele myśli przychodziło do głowy Kestin, ale większość z nich była negatywna.
Nie mogę tu zostać - powtarzała sobie. Nadejdzie dzień, kiedy zostawię to wszystko, kiedy ucieknę... 
Spojrzała na widok za oknem. Słońce chyliło się ku zachodowi.
I dziś będzie ten dzień. 

Kiedy zapadła noc, Kes wymknęła się ze swojej komnaty. Poszła krętymi, długimi korytarzami w stronę wyjścia, ale dłuższą drogą. Bo jakby natknęła się na jakiegoś strażnika, mogłaby powiedzieć, że idzie do łazienki. Jednak gdyby szła krótszą drogą, to po drodze nie ma żadnych toalet.
Ktoś chwycił ją za ramię. Odwróciła się i, domyślając się, że to strażnik, powiedziała automatycznie:
- Idę do...
Jednak nie był to strażnik, tylko Xyam.
- Nie uciekaj stąd - powiedział.
Dziewczyna stała chwilę i patrzała na niego w milczeniu. Skąd o tym wiedział? Nie mówiła nikomu o tym, że ucieka.
- Ja... idę do łazienki - odparła, patrząc na niego jak na kosmitę. Musiała udawać, że naprawdę idzie do toalety i że nic nie wie o ucieczce.
- Ach taaaak? - spytał przesadnym głosem. - To cię odprowadzę.
1:0 dla Xyama - pomyślała Kestin ponuro.
- Przecież trafię. Nie wierzysz mi?!
- Mogłaś mnie okłamać. Może chcesz stąd uciec - powiedział prosto z mostu. Ta szczerość zdziwiła trochę dziewczynę, ale odparła:
- Skąd ci to przyszło do głowy?!
- Mam swoje sposoby - odparł tajemniczo.
- Czyli zmyślasz - skomentowała.
1:1.
- Tak czy siak, odprowadzę cię.
- Nie. Trafię sama. Nie potrzebuję twojego towarzystwa - próbowała go spławić.
Odtrąciła jego dłoń, która nadal była na jej ramieniu, wyminęła Xyama i poszła w swoją stronę.
- Dlaczego to robisz? - usłyszała jego głos za plecami.
Zignorowała chłopaka, idąc dalej. Ten powtórzył pytanie głośniej, aż w końcu ją dogonił.
- Zostaw mnie - warknęła i odepchnęła go od siebie, po czym przyspieszyła kroku.
- Kestin... - zaczął. - Chciałbym, abyś wiedziała, że...
- Odejdź! - prawie krzyknęła.
- Nie będę cię powstrzymywać.
Dziewczyna przystanęła. Co on kombinuje? Na pewno nie mówi tego szczerze.
Odwróciła się w jego stronę.
- Kłamiesz.
- Nie.
- Niby dlaczego miałbyś mnie chronić?
- Nie mógłbym nazwać tego ochroną, ale... Zauważ, że jakbym powiedział teraz strażnikom, że szykujesz się do ucieczki, nie miałabyś żadnych szans na to, aby ci się to udało.
Ma rację... Ech... - pomyślała i westchnęła.
- No dobrze. Ale... skąd o tym wiedziałeś?
- To tajemnica - powiedział i uśmiechnął się lekko.
- Tak czy siak... Dzięki.
Uśmiechnął się.
- Nie ma za co. Do zobaczenia.
Odwrócił się i odszedł. Kestin poszła w stronę wyjścia. Strażników, o dziwo, nie było. Otworzyła drzwi i wyszła, zamykając je za sobą.
Kiedy dochodziła już do lasu, po raz ostatni spojrzała na zamek. Uśmiechnęła się, zadowolona, że wreszcie opuściła to miejsce. Po chwili pomyślała o Xyamie. Niee, to już przeszłość - pomyślała, po czym odwróciła się plecami do zamku i puściła się biegiem przez las.

niedziela, 7 lipca 2013

ROZDZIAŁ IX: Podejrzenia

Kestin wyszła ze stajni i spojrzała, jak wysoko jest położone słońce. Tym sposobem chciała sprawdzić, która jest godzina. Słońce chyliło się ku zachodowi.
Dziewczyna dobrze wiedziała, jakiego konia ma Xyam. Kasztanek. Odwróciła się i spojrzała jeszcze raz do stajni. Tak, kasztanowaty koń był w swoim boksie i jadł sianko. Kes obawiała się, że ten sen może być jakąś wróżbą, ponieważ na razie w realu pojawił się kasztanowaty koń. Jeśli Xyam już tu jest, to zapewne kasztanek rzeczywiście jest jego. Bo wcześniej go nie widziała, zanim usnęła w boksie Abakana.
Kes weszła do swojej komnaty, gdzie, jak się spodziewała, czekał Xyam. Siedział na krześle, przodem do drzwi. Był pochylony, łokcie opierał na kolanach. Podniósł głowę, aby sprawdzić, kto przyszedł. Na widok dziewczyny wstał.
- Witaj - powiedział. - Czekałem na ciebie.
Kestin zmierzyła go wzrokiem. Postanowiła dmuchać na zimne i go obserwować. Szukała dowodów na to, czy jej sen był prawdą, czy nie. Miała nadzieję, że to nie jest prawda...
Uśmiechnęła się sztucznie, jednak Xyam nie zwrócił na to uwagi.
- Gdzie byłaś? - spytał, gdy Kes zamykała za sobą drzwi.
- W stajni - odparła swobodnie.
- Powinnaś leżeć w łóżku i odpoczywać - zauważył chłopak.
- Czuję się dobrze - uznała dziewczyna, mimo że niektóre miejsca jeszcze ją bolały.
Przyszła jej pewna myśl do głowy; albo to zwykła troska, albo... miłość. Zmarszczyła brwi.
- Coś się stało? - spytał Xyam.
- N-nie, nic... - Kes machnęła ręką.
Usiadła na łóżku będącego koło krzesła, na którym siedział chłopak. Westchnęła.
- Gdzie byłeś? - spytała, gdy zobaczyła, że ten otwiera usta, aby coś powiedzieć.
- W lesie.
- A co tam robiłeś?
- Byłem na polowaniu... Przywiozłem ze sobą kilka królików - odparł swobodnie.
- Yhm...
Zapanowała cisza. Kestin w jej trakcie rozmyślała o Xyamie. Hmm, rozmowa nie wzbudza we mnie żadnych podejrzeń. Ale będę uważać... Może coś się stanie, co zwróci moją uwagę. Tylko błagam, aby to się nie stało...
- Muszę już iść - Xyam w końcu wstał.
- Gdzie?
- Do króla. Podobno miał do mnie ważną sprawę.
Po tych słowach wyszedł, żegnając się.
Kestin zmarszczyła brwi. Jakby miał stawić się u króla, nie czekałby na nią. Nie siedziałby w jej komnacie. Dziewczyna zaczęła rozmyślać, a wtedy postanowiła dalej śledzić chłopaka. Chyba ma coś przed nią do ukrycia...
Wyjrzała przez okno; Xyam dosiadał kasztanka. Gdzie on może jechać?
Wybiegła z komnaty.

środa, 3 lipca 2013

RozdziaŁ VIII: Dziwna wizja

Kestin szukała Xyama, jednak on gdzieś zniknął. Gdy spytała się, gdzie on jest, odpowiedziano jej, że pojechał do lasu. Dziewczyna chciała pojechać za nim, jednak jej nie pozwolono. Pozostało tylko czekać na jego powrót. Sama nie wiedziała, po co chciała z nim porozmawiać. Usiadła na łóżku, rozmyślając. Jednak po chwili przybyło jej wiele pytań, które mogłaby zadać chłopakowi.
W końcu Kestin usłyszała pukanie do drzwi jej komnaty. Wstała i podeszła do drzwi. Nacisnęła klamkę, a wtem do komnaty weszła całkiem spora grupka ludzi, która zaczęła coś gadać o szczęściu, o tym, co zrobiła jakiś czas temu. Po chwili jej komnata zapełniła się też wazonami pełnymi pachnących kwiatów, co zaczęło lekko denerwować dziewczynę, jednak nadal przyjmowała narastającą liczbę gości. Po długim czasie mogła zostać sama, gdyż wyszli ostatni goście.
Kestin usiadła na łóżku z głębokim westchnięciem. Po chwili przypomniała sobie o tym, że miała współpracować z królem i wykonywać różne zadania. Czasem nie lubiła swojego Daru, a raczej tego, że wiele ludzi chciało to wykorzystać. Postanowiła wrócić do komnaty władcy, aby spytać o kolejne zadanie. Gdy weszła tam i zadała królowi pytanie, ten odparł, że nie ma dla niej na razie żadnego zadania. Więc wyszła z komnaty i postanowiła odwiedzić siwka, na którym jechała dwa miesiące temu.
Koń był już zdrowy, po tamtym wydarzeniu pozostało mu jedynie kilka blizn. Na widok dziewczyny wyjrzał z boksu, patrząc na nią czujnie.
Kestin była ciekawa jego imienia. Wcześniej nie interesowało jej to, jak mówią na tego wspaniałego siwka, ale teraz postanowiła się dowiedzieć.
Spojrzała na żółtą tabliczkę informacyjną przykręconą do wejścia boksu konia. Było na niej napisanie, jak ma na imię siwek, imiona rodziców, data urodzenia i właściciel. Nic jej nie interesowało, tylko to, jak się nazywa. Abakan.
Abakan. Jakie to piękne imię.
- Hej, Abakanie - przywitała się Kestin. - Przyszłam cię przeprosić.
Pogłaskała go po pysku, a ten zarżał cicho. Patrzał na nią wyrozumiale, jakby wiedział, że Kes jest przykro z powodu tego, co się stało...
- Przepraszam - powiedziała dziewczyna, bo nie mogła nic więcej powiedzieć. Nie wiedziała jak mogła mu to powiedzieć...
Weszła do boksu Abakana, usiadła na sianie i spojrzała na niego z dołu.
Po chwili powiedziała stanowczo:
- Jedziemy do lasu.


Koń cofnął się jak najdalej boks mu pozwalał, a Kestin wtedy zrozumiała to, co chciał jej przekazać. Nie chce znów się narażać.
- Spokojnie, tym razem po prostu jedziemy do mojego...
Zawahała się. Nie wiedziała, czy Xyama może nazwać przyjacielem. Uznała po chwili, że nie. Nigdy nie miała przyjaciela, i najprawdopodobniej nie będzie miała. Nie, to nie jest jej przyjaciel.
- ...znajomego - dokończyła.
Siwek zdawał się rozważać to, co Kestin mu przekazała. Po chwili jednak podszedł do wejścia boksu, co zapewne znaczyło, że się zgadza.
- Dobry konik - uśmiechnęła się dziewczyna i pobiegła do siodlarni.



*  *  * 



Abakan galopował już dłuższy czas przez las, ale w końcu zwolnił do stępu. Kestin nigdzie nie widziała Xyama, mimo że miała na prawdę dobry wzrok.
Gdy miała zamiar już się poddać, ponieważ zapadał już zmrok, usłyszała za sobą wołanie. Odwróciła głowę i zobaczyła Xyama jadącego na kasztanowatej klaczy. Przywitał się sucho z dziewczyną.
- Cześć - odpowiedziała Kestin. - Powiesz mi, o co ci znowu chodzi?
- Jestem na ciebie zły, nie widać? - burknął.
Konie zrównały się ze sobą i trąciły pyskami. Stanęły w miejscu.
- Dla... - chciała zapytać Kestin, ale wtedy zrozumiała, o co chodzi.
Z pewnością był zły za to, że naraziła się, by uratować żołnierzy przed wywernami. Ale dlaczego? Myślała, że mu tak na jej nie zależy... Może on coś do jej czuje? Odepchnęła od siebie tę myśl, rozdrażniona tym, że mogła o tym sobie wspomnieć.
Dziewczyna przytaknęła powoli.
- Aha, już rozumiem - mruknęła.
Zapanowała krótka cisza, którą przerwała Kes:
- Ale lepiej, aby zginęła jedna osoba, zamiast kilkudziesięciu osób, prawda? Więc czemu jesteś taki zły?
Xyam przez chwilę nic nie mówił, jakby się wahał. W końcu jednak zsiadł z konia, podszedł do Kestin i podniósł ją z konia, po czym postawił na ziemię. Uważając na to, aby dziewczyna nie czuła bólu w miejscach niektórych złamań kości, które się jeszce nie zrosły...
Przytulił ją.
Kestin uznała, że wybrał zły moment. Ale czy miejsce i czas? Hmm, może...
- Bo... zależy mi na tobie - powiedział prawie że szeptem.
Dziewczyna nie wiedziała, co zrobić, jak zareagować, co powiedzieć. Miała ochotę stąd uciec, cofnąć czas. Chciała sprawić, aby Xyam nie czuł do niej tak ważnego uczucia. Zaczęła szybko myśleć; Xyam przecież mało o niej wie. Nie zna jej prawie w ogóle. Znają się dopiero kilka dni... eeee, coś około dwóch miesięcy - poprawiła się w myślach. Ale żeby tak wcześnie? No cóż, jest takie coś jak miłość od pierwszego wejrzenia...
- Kestin? Kestin?
Otwarła oczy. Nad nią stał jakiś mężczyzna. Początkowo dziwiła się, że nieznajomy człowiek zna jej imię, ale wróciła do niej cała rzeczywistość.
Leżała w sianie, przytulona do Abakana. Mężczyzna, który nad nią stał, okazał się być stajennym.
A więc to był sen... Hmm, całkiem dziwna wizja.


środa, 19 czerwca 2013

RozdziaŁ VII: Inne nastawienie

Kestin otwarła powoli oczy, w które, jak się okazało, wpatrywał się Xyam. Na jego twarzy malował się niepokój, zatroskanie i smutek. Baaardzo dziwna mieszanina uczuć.
- Jak się czujesz? - spytał.
Dziewczyna chciała odpowiedzieć, ale gdy miała zamiar otworzyć usta, zabolała ją mocno żuchwa. Jęknęła. Xyam wetschnął, zapanowała niezręczna cisza. Kestin powiedziałaby coś, ale w końcu nie mogła nic mówić...
Chłopak wstał i wyszedł, powiedział coś do pielęgniarki...
CO? Pielęgniarki?
Kestin rozejrzała się - po chwili wszystkie te zdarzenia, które minęły do niej wróciły; szybka jazda na siwku, wywerny, zamek... Do jej komnaty widocznie przyszło kilka uzdrowicieli i pielęgniarek.
Dziewczyna sięgnęła po swój zielony płaszcz i założyła go, po czym wstała zupełnie ignorując ból w lewej ręce i udzie. Podeszła do drzwi, lekko kulejąc, a wtedy usłyszała za sobą głosy dwóch pielęgniarek, które sprzeciwiały jej się zachowaniu, prawiły jej kazania, że powinna teraz leżeć w łóżku. Kestin jednak to zignorowała. Wyszła z komnaty, nie zwracając uwagi na Xyama, uzdrowicieli i innych ludzi.
Otworzyła drzwi do wyjścia z zamku, ale tam czekali strażnicy, którzy, prócz okazywania zdziwienia i szacunku, zakazali jej wychodzić. I znowu, jak pielęgniarki, powiedzieli, że ma wracać do swojej komnaty i wypoczywać.
Kestin poszła w stronę komnaty, przynajmniej tak udawała. W drodze zastanawiała się, dlaczego okazali jej szacunek... I czemu się dziwili? Ile czasu była nieprzytomna? Zmarszczyła brwi i postanowiła jednak wrócić do komnaty, w której czekał już na nią Xyam.
- Około półtorej miesiąca - chłopak odpowiedział po chwili, zdawał się liczyć upływające dni od tamtego wydarzenia.
- Co?! - wykrzyknęła Kestin. - Nie pomyliłeś się?
Xyam zamyślił się chwilę, po czym odpowiedział spokojnie, jakby to było normalne:
- Ano, tak. Pomyliłem się. - przyznał.
- To ile?
- Dwa miesiące.
- Ty chyba żarty sobie stroisz... - odparła nieco zirytowana.
Ten wzruszył ramionami.
- Czy kiedykolwiek cię okłamałem? - spytał z drwiną w głosie.
- Ech.. - westchnęła Kestin, po czym znów powtórzyła pytanie: - To ile?
- No, dwa miesiące!
- ...
Nie odpowiedziała. Postanowiła się zapytać kilku innych osób, które odpowiedziały jej to samo.
Zmarszczyła brwi, po czym spytała pierwszej napotkanej osoby, która godzina.
- Coś koło dziesiątej.. - odpowiedziano jej.
Dziewczyna podziękowała tejże osobie i ruszyła do komnat króla, który na jej widok otworzył szeroko oczy.
- Ty już na nogach? - wykrzyknął.
- A co? - odparła niegrzecznie Kestin.
Król nie odpowiedział, tylko podrapał się po głowie.
- Czemu wasza królewska mość jest zdziwiona? W ogóle wszyscy! - powiedziała dziewczyna, tym razem z większym szacunkiem do władcy.
Ten znów nic nie powiedział. Mruknął tylko coś pod nosem. Widząc, że Kestin czeka na odpowiedź, powiedział szybko:
- To ty nic nie wiesz? W całym królestwie o tobie mówią!
Dziewczyna zdziwiła się, ale po chwili zrozumiała, dlaczego strażnicy spoglądali na nią ze zdziwieniem i szacunkiem, w ogóle wszystko do niej wróciło.
Czyli zmienili do mnie nastawienie... Hmm, ciekawe. - pomyślała.
Nie odpowiadając wyszła z komnaty.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział VI: Wywerny

Następnego ranka, gdy dochodziła godzina dziewiąta, Kestin poszła do sali króla. Strażnicy otworzyli jej wielkie drzwi, a ta westchnęła. Obawiała się, że jakiś nieszczęsny człowiek zrobił coś, co nie spodobało się władcy i teraz Kestin miała się z nim rozprawić.
Król uśmiechnął się do niej na powitanie.
- A jednak jesteś - powiedział, a w jego głosie była duma, jak u właściciela psa, który wykonał sztuczkę. - Nie martw się, zadanie nie jest takie, jak myślisz. Nie wykorzystam dziś twojego Daru. Masz wypatrywać wywern, część moich strażników idzie do innego królestwa załatwić pewne sprawy, a nie chcę, aby coś im się stało. Jeśli zauważysz jakąś wywernę, powiadom łuczników.
Wywerny to istoty przypominające smoki, ale w przeciwieństwie do nich mają jedynie dwie pary kończyn, w tym przednie przekształcone w skrzydła. Nie są nastawione przyjaźnie do ludzi i innych istot, które nie są z ich gatunku, czasem nawet walczą ze sobą. Wyczują krew z odległości kilku kilometrów, czasem nawet kilkunastu. Są bardzo niebezpieczne.
Dziewczyna jednak nie miała wyjścia - gdyby odmówiła królowi posłuszeństwa, byłoby z nią źle. Zgodziła się.
- Strażnicy wyruszają za pół godziny - oznajmił władca. - Możesz iść.
Kestin przytaknęła i wyszła z sali.
Od razu poszła do stajni, aby osiodłać konia. Wiedziała, że królowi chodziło o coś innego, że miała na przykład stać na balkonie i obserwować nadlatujące wywerny. Ale miała inny pomysł, którym udowodniłaby, że nie jest taka jak swój ojciec.
Wyczyściła i osiodłała siwego konia, po czym wyszła z nim ze stajni i wsiadła na niego. Poprowadziła siwka w stronę bramy głównej, z której wychodziło kilkadziesiąt strażników.
Kestin po chwili zobaczyła sześć dorosłych wywern krążących nieopodal. Nie dała znaku łucznikom, aby zaczęli strzelać. Spojrzała na strażników; poruszali się szybko, niedługo mieli dotrzeć do miejsca, w którym będą bezpieczni.
Dziewczyna zobaczyła, że jedna z wywern zobaczyła ich. Postanowiła więc już wcielić swój plan w życie. Wyjęła sztylet z pochwy i nacięła sobie nim rękę. Potwory od razu ją wyczuły i poleciały w jej kierunku, wszystkie zapominając o straży. Koń Kestin zerwał się z miejsca i pobiegł w stronę zamku - tam na szczęście byli bezpieczni, tam byli łucznicy i ochronne bariery magiczne. Jednak musieli pokonać całkiem spory dystans.
Siwek spisał się dobrze - biegł tak szybko, że Kestin ledwo mogła się na nim utrzymać. Wywerny jednak były szybkie; dwie z nich zniżyły lot i prawie chwyciły dziewczynę. Za drugim razem trzeciej bestii się udało; Kestin po chwili była kilka metrów nad ziemią. Obdarzona wiedziała, że to już jej koniec. Spojrzała na swojego wierzchowca, który był atakowany przez resztę bestii. Wywerna, która trzymała dziewczynę, w końcu zobaczyła barierę magiczną i wpadła na nią, upuszczając przy tym swoją pasażerkę. Kestin upadła na ziemię ciężko, a wywerny po chwili zostały zestrzelone przez łuczników.
Dziewczyna spojrzała na konia, który był ranny i kulał na jedną nogę. Zapłakała, nie z bólu, lecz z powodu, że siwek cierpiał przez nią. Spojrzała w górę i zobaczyła Xyama stojącego na balkonie. To był ostatni obraz, jaki widziała w tej chwili.


niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział V: Sąd

Gdy Kestin weszła do komnaty króla, zdziwiła się, widząc wielu łuczników, których strzały były wycelowane w nią i strażników z bronią w ręku. Władca natomiast siedział na swoim tronie i patrzał na nią zadowolony.
- Aż tak za mną się stęskniłaś? - zakpił.
Dziewczyna chciała się wyrwać z rąk dwóch strażników, którzy dalej są trzymali, ale wtedy przypomniała sobie o reszcie. Nie miała z nimi szans. Spojrzała wściekla na króla.
- Nie próbuj walczyć - powiedział władca. - Jak sama widzisz, otaczają cię tutaj moi strażnicy i łucznicy.
Kestin znowu spojrzała na obstawę swojego wroga. Pomyślała chwilę, po czym powiedziała:
- Jeśli jeden z łuczników mnie zaatakuje, a ja ominę atak, strzała trafi w jednego ze strażników. Ten upadnie i przewróci się na innych. Powstanie pewne zamieszanie, podczas którego będę mogła uciec.
Król zamyślił się, po czym skinął głową, ale nic nie powiedział. Dziewczyna chciała odwrócić się i wyjść, ale zapomniała o strażnikach, którzy nadal ją trzymali. Jeden z nich, niewiadomo z jakiego powodu, podkosił ją.
- Ojoj, czyżby ktoś był dla ciebie niedobry..? - spytał władca, a w jego głosie była kpina. Kilku strażników nawet się zaśmiało cicho. - No dobra, przejdźmy do rzeczy - jego głos spoważniał. - Nie chciałbym marnować takiej dobrej wojowniczki jak ty i cię krzywdzić. Więc zadam ci to samo pytanie, jakie zadałem ci 8 lat temu; czy będziesz mi służyć?
- Nie - syknęła.
- Czyli chcesz być taka, jak twój ojciec?
Nagle zapanowała cisza. Przed Kestin powróciły wspomnienia z dzieciństwa. Jej ojciec co prawda nie miał Daru walki, ale był łotrem, który był poszukiwany w całym kraju. Podpalił jedno miasto i nieraz okradał króla. Dziewczyna nie wiedziała, jak jej matka mogła wziąć taką osobę za męża. A może ona też była złodziejką? Nie wiedziała, bo nigdy nie znała swojej matki. A ojciec w końcu zginął w walce, gdy Kestin miała pięć lat.
Odepchnęła od siebie te myśli i nie odezwała się.
- Więc jak? - zapytał po dłuższej chwili król.
Dziewczyna nadal się nie odzywała.
- Czyli mam podjąć decyzję za ciebie... - powiedział władca i zanim Kestin zdążyła zaprotestować, powiedział: - Zaprowadzić ją do jej komnaty. Kestin, jutro o ósmej masz się stawić w tej sali.
Zdenerwował ją tym, ale znowu nic nie była w stanie powiedzieć, ponieważ pięciu strażników wyprowadziło ją z sali. Przy drzwiach, na korytarzu stał Oscar. Dziewczyna wysłała mu gniewne spojrzenie. Ten westchnął tylko.
Mimo, że komnata była piękna, Kes nie była zadowolona. Od razu chciała uciec przez okno, ale było za wysoko, a prześcieradła były za krótkie, aby zrobić z nich linę.
Niedługo potem odwiedził ją Oscar. Usiadł przy niej na łóżku i powiedział:
- Przepraszam.
Kestin nie odezwała się, tylko prychnęła.
- Nie chciałem tak - zaczął chłopak.
- Zejdź mi z oczu.
Chłopak westchnął.
- I ja tak na prawdę...
- Zostaw mnie samą - warknęła Kestin.
- Ale to na prawdę ważne!
- Nie jesteś dla mnie ważną osobą, dlatego też to, co mówisz, nie jest ważne.
- Na prawdę chciałbym zdobyć ponownie twoje zaufanie. I nie chcę cię znowu zdradzić - westchnął chłopak. - I nie mam na imię Oscar, tylko Xyam.
Kestin spojrzała na chłopca.
- Kolejne kłamstwo - burknęła.
- Nie, tym razem to prawda. Moje drugie imię to Oscar..
- I to wszystko wymyślił król? Nienawidzę drania - syknęła dziewczyna. - A teraz się wynoś, chcę zostać sama.
Tym razem Xyam nie protestował. Wyszedł, zamykając za sobą drzwi.


czwartek, 30 maja 2013

Rozdział IV: Coś tu nie tak...

Dziewczyna po powrocie do swojego ukrycia uznała, że nawet lubi Oscara. Skarciła się w myślach, bo przypomniała sobie o wielu ludziach, którzy są zdradzieccy. I że nikt nie był dla niej życzliwy, kiedy widział jej oczy. Pomyślała też o tych, którzy są przyjaciółmi, a potem gdzieś znikają. A poza tym, zaledwie godzinę temu miała go dość! Ten argument najbardziej przekonywał Kestin do stwierdzenia, że nie lubi Oscara. I była jeszcze jedna sprawa: niepewnie wymówił swoje imię, gdy się przedstawiał - jakby zapomniał, jak się nazywa.
Nagle do dziewczyny dotarła pewna myśl; może Oscar... To nie Oscar? Czy podał jej fałszywe imię? To jest całkiem możliwe... Musiała teraz go szybko odnaleźć i wyjaśnić całą sprawę. Ale... Ale jeśli to nie jest prawda? Jeśli podał jej swoje prawdziwe imię, a ten incydent z przedstawieniem się - może po prostu nie był pewny, czy może jej zaufać? Kestin postanowiła się tym nie przejmować, ale i tak założyła swój zielony płaszcz i zarzuciła kaptur na głowę, po czym wyszła z ukrycia i ruszyła w kierunku miasta.
Tam było dużo ludzi, ale nikt na szczęście nie zwrócił uwagi na zakapturzoną dziewczynę przemierzającą miasto, która rozgląda się na wszystkie strony.
Nie znalazła tam Osc... em, chłopaka, więc postanowiła iść na dziedziniec zamkowy, wbrew swojej woli. Wcale nie wiedziała, dlaczego go szuka, chociaż obiecała sobie, że nie będzie przejmować się takim nudziarzem.
Gdy jakoś znalazła się na dziedzińcu, wtedy już zaczęłą zwracać uwagę służących i innych ludzi znajdujących się na dworze. Kestin postanowiła nie zwracać na nich uwagi, po prostu szła dalej, w kierunku dwóch strażników z włóczniami w ręku, którzy pilnowali bramy głównej.
- Czego chcesz? - spytał groźnym tonem jeden z nich.
- Mam sprawę do króla... - odpowiedziała dziewczyna.
- Król jest zajęty - powiedział drugi.
- Ale ja... - zaczęła protestować Kestin. Tak na prawdę nie miała sprawy do króla, tylko do "Oscara", który najprawdopodobniej powinien tam się znajdować.
- Odejdź.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Nie - warknęła tylko i obejrzała się za siebie. Nikt na nią nie patrzył, nie było dużo ludzi.
Wyrwała jednemu ze strażników włócznię z rąk i wzięła też drugą, którą trzymał w dłoni drugi. Zanim mężczyźni się zorientowali, już siedzieli w dwóch osobnych beczkach, nieprzytomni. Kestin ponownie sprawdziła, czy nikt nie widział tego zjawiska; zdawało jej się, że nie. Ludzie normalnie ze sobą rozmawiali, a dwóch małych chłopców rozmawiało ze strażą. C-co? Ze strażą? Kestin miała nadzieję, że ci chłopcy chcą w przyszłości służyć królowi i bronić jego królestwa i tylko zadają różne pytania dotyczące tejże pracy. Mogli zauważyć też ten incydent, który przed chwilą miał tu miejsce i teraz rozmawiać ze strażnikami o tym zdarzeniu. Dziewczyna mogła spodziewać się ataku ze strony kilkunastu, może i kilkudziesięciu uzbrojonych ludzi.
Kestin szybko weszła do zamku i zamknęła za sobą drzwi. Na dużym holu stał pewien lokaj, który myślał, że dziewczyna ma ważną sprawę do króla i że strażnicy ją przepuścili.
- Zaprowadzić panią do króla? - spytał.
- Nie, dziękuję - powiedziała. - Poradzę sobie.
Po czym skręciła w lewo, czyli nie tam, gdzie powinna.
- Tam jest kuchnia, proszę pani - zauważył lokaj. - Na pewno pani trafi do króla?
- Tak, tak... - mruknęła Kestin i weszła po wysokich schodach na górę.
Tym razem służący nie zwrócił jej uwagi, co znaczyło, że idzie w dobrym kierunku. Otworzyła duże, zdobione złotymi wzorami drzwi znajdujące się naprzeciwko niej.
W samym końcu sali, na złotym tronie siedział król. Za nim stał pewien mężczyzna, który rozmawiał z nim, ale gdy oboje zobaczyli Kestin, zamilkli. Władca i dziewczyna dobrze się znali. Byli wrogami. Kestin jednak nie zwróciła na niego uwagi, tylko na osobę stojącą za tronem. Czarne włosy, dwukolorowe, błyszczące oczy... Oscar. Była pewna, że to on.
Spojrzała mu wyzywająco w oczy. Była na niego wściekła, sama nie wiedziała, dlaczego. A na dodatek ten głupek udawał, że jej nie zna!
- Oscar - powiedziała w końcu, zapominając o tym, że ten może nie mieć tak na imię. - Musimy sobie coś wyjaśnić.
Król rozejrzał się po sali.
- Czy jest tu jakiś Oscar? - spytał tego "Oscara". Ten pokiwał głową przecząco.
Król spojrzał na Kestin:
- O kogo ci chodzi? - spytał.
- No, o Oscara.
- Jakiego Oscara?
- Tego co stoi za tronem.
- Xy... - zaczął, ale potem przytaknął, jakby coś sobie przypomniał i powiedział z wahaniem: - Ach, zupełnie zapomniałem, zwykle mówię do ciebie po przezwisku i przyzwyczaiłem się, że tak na prawdę masz na imię Oscar...
Kestin nie rozumiała o co chodzi, skąd to wahanie w głosie króla. Zmarszczyła brwi.
- Mogę z nim porozmawiać?
- O czym? - spytał król, nadal mówiąc niepewnie.
- To nie twoja sprawa, wasza królewska mość - powiedziała dziewczyna i podeszła do Oscara, po czym pociągnęła go za rękę do głównych drzwi. Ten się wyrwał.
- Co ty robisz? - zapytał rozdrażniony.
- Musimy porozmawiać. I nie udawaj, że mnie nie znasz - warknęła Kestin.
- Czy ja udaję..? - spytał chłopak. Dziewczyna spojrzała na niego z wyrzutem. Ten westchnął. - No dobra, gdzie chcesz rozmawiać?

* * *

Nie dało się nic z niego wyciągnąć.
Po krótkiej rozmowie Kestin miała zamiar już sobie pójść, jednak w drzwiach stanęli strażnicy.
- Nie tak prędko - powiedział jeden z nich. - Idziesz z nami.
Dziewczyna pomyślała, że król skorzystał z okazji, że jest w zamku. Przecież była złodziejką, która po latach powinna zapłacić za swoje czyny. Chwyciła za sztylet ukryty w jej bucie. Wiedziała, że nim nic nie zdoła, ale uznała, że może coś wymyśli. W końcu była Obdarzona.
Strażnicy otoczyli ją. Było ich około dwunastu. Gdy dwóch ruszyło na nią, Kestin zraniła sztyletem jednego i odebrała od niego miecz, którym poraniła drugiego. I tak walczyła chwilę, ale w końcu zaatakowało ją pięciu. Nie miała szans, gdy szósty i siódmy strażnik złapali ją od tyłu i unieruchomili. Nie zabili jej, o dziwo. Zaprowadzili do króla.
Zanim drzwi się zamknęły, Kestin spojrzała w oczy Oscara. Nie pomógł jej, nie zatrzymał strażników. Chłopak patrzył na nią, a jego wzrok zdawał się mówić: "Przepraszam..."
Coś tu nie tak..!







poniedziałek, 27 maja 2013

Rozdział III: Pierwszy "trening"

Kestin i Oscar chwilę patrzyli na siebie. Chłopak był uśmiechnięty, jednak twarz dziewczyny pozbawiona była wyrazu.
Jak mogłam to zrobić? - zadawała sobie pytanie.
- Przepraszam, ale muszę już iść - powiedziała w końcu.
- Ale... - zaczął Oscar, nieco zakłopotany.
- Mam pilną sprawę do załatwienia - dodała Kestin i odwróciła się, po czym pobiegła przez las, nie czekając na odpowiedź chłopaka
Gdy w końcu się zatrzymała i obejrzała za siebie, stwierdziła z ulgą, że Oscar jej nie goni. Tak na prawdę nie miała żadnej ważnej sprawy do załatwienia. Skłamała. Dziewczyna nie wiedziała, dlaczego zgodziła się na współpracę z takim idiotą. Westchnęła i weszła do jednego z przedwojennych bunkrów, po czym oparła się o ścianą i zsunęła po niej aż do pozycji siedzącej. Objęła nogi rękami i brodę o kolana, a potem znowu westchnęła.
Omiotła wzrokiem wnętrze bunkru - w ciemnościach dostrzegła masę pajęczyn, ściany, niegdyś białe były szare od brudu, a po podłodze walało się kilka drewnianych beczek z zepsutym jedzeniem. Kestin wzdrygnęła się, czując smród zgnitych jabłek, a po plecach przebiegł jej dreszcz, ponieważ w bunkrze było zimno i wilgotno.
Zza beczki Kestin ujrzała parę zielonych oczu. W jej stronę szedł mały, czarny kotek. Był wychudzony i zaniedbany. Zwierzak podszedł do dziewczyny i zaczął ocierać się o jej nogi, unosząc w górę ogon i mrucząc głośno. Dziewczyna pogłaskała go, po czym spojrzała na drzwi, którymi weszła do bunkru. Wstała i otwarła je. Kotek szybko wybiegł z podziemnego kopca, a Kestin wyszła za nim.
Rozejrzała się; nikogo nie było. Poszła przed siebie, wsłuchując się w śpiew ptaków.
- Okłamałaś mnie - usłyszała za sobą znajomy głos. Oczywiście, głos Oscara. Dziewczyna przystanęła, rozdrażniona.
- Muszę wszystko przemyśleć - wytłumaczyła.
- Ale już się zgodziłaś..! - wykrzyknął chłopak.
Kestin już miała dość tego chłopaka. Odwróciła się i szybkim ruchem wymierzyła mu cios pięścią w polik. Ten jednak szybkim ruchem ominął atak.
- No, no, wreszcie rozpoczynamy pierwszy trening! - powiedział Oscar z zadowoleniem. Tak na prawdę chłopak wiedział, że to nie jest trening, tylko, że Kestin wpadła w złość. Ale to była okazja do ćwiczenia walki, więc postanowił nie stracić tego momentu. Chciał podkosić nogi dziewczynie, jednak gdy podsunął nogę, Kestin skoczyła w miejscu i upadła na nodze chłopaka. Ten jęknął z bólu i przykucnął, masując nogę rękoma. Obdarzona uśmiechnęła się kąśliwie, po czym odwróciła się na pięcie i miała zamiar sobie pójść, lecz Oscar złapał ją za nogi i przewrócił na ziemię, po czym unieruchomił jej ręce.
- Zapomniałeś o nogach - powiedziała Kestin, po czym nogami pomogła sobie wstać.
Uwolniła swoje ręce, wykręcając nadgarstki chłopaka. Ten jęknął i wyrwał się od niej.
Spoglądał na dziewczynę początkowo ze strachem, a potem znowu nabrał pewności siebie i pobiegł w jej stronę. Schylił się i wysunął ręce, aby złapać nimi nogi Kestin i tym sposobem przewrócić, jednak dziewczyna dobrze znała ten trik i miała na niego dobry sposób. Zanim Oscar zdążył złapać dziewczynę za kostki, ta chwyciła jego ręce i ponownie je wykręciła z pewną satysfakcją. Chłopak krzyknął i tym razem udało się mu pozbawić równowagi dziewczyny, kosząc ją swoją nogą. Kestin upadła, a Oscar przygwoździł ją do ziemi.
Spróbowała przewrócić się na plecy, tym samym przygważdżając do ziemi chłopaka. Jednak długo próbowała, ale w końcu postanowiła zmienić taktykę. Znów pomogła sobie nogami, a potem, gdy Oscar leżał plecami na ziemi, wyjęła sztylet z buta i przysunęła go do szyi przeciwnika. Ten zrobił przestraszoną minę, po czym wyjąkał:
- W-wy-wygrałaś.
Kestin uśmiechnęła się mimowolnie. Zapomniała o tym, że wcześniej nie miała ochoty na wspólne walki z Oscarem. Bardzo podobał jej się ten pojedynek, bo trwał dłużej niż minutę, czyli dłużej, niż walka ze zwykłym, nieobdarzonym człowiekiem.
Spojrzała mu w oczy - bardzo ją dezorientowały, nie wiedziała sama, z jakiego powodu.
Dziewczyna wstała, chowając sztylet do pochwy w bucie. Pomogła wstać Oscarowi, a ten wdzięcznie się uśmiechnął. Nie wiedziała, skąd ten uśmiech - czy za darowanie życia, czy za to, że pomogła mu wstać. Postanowiła się nie przejmować tą błahostką.
Chłopak otrzepał się z piasku, który zakurzył jego ubranie podczas walki.
- Teraz ja muszę gdzieś iść - powiedział. - I nie kłamię - uśmiechnął się, podkreślając drugie zdanie. - Miło się walczyło.
Kestin zmusiła się na uśmiech. Postawiła sobie pytanie: Dlaczego przed chwilą miał dużo czasu na walkę, nic nie mówił, a teraz musi gdzieś iść? Gdyby miał coś do załatwienia, na pewno nie przyszedłby do niej. A może to ma związek z nią?
Kiedy Oscar odchodził, Kestin myślała gorączkowo o pojedynku, który przed chwilą stoczyli. Potem, gdy chłopak zniknął jej z oczu za murami pobliskiego miasta, machnęła ręką, po czym pobiegła przez las.


sobota, 25 maja 2013

Rozdział II: Rozmowa i rozpoczęcie współpracy

Kestin długo myślała o mężczyźnie, którego spotkała rano. Obawiała się, że jest jednym z posłańców króla, który zaczął szukać innych Obdarzonych przeciwko niej. Miała nadzieję, że jednak tak nie jest. Odrzuciła od siebie te myśli i zabrała się do jedzenia śniadania. Potem przeliczyła pieniądze w portfelu, aby zapomnieć o spotkaniu.
Po chwili wyszła z "mieszkania", aby się przejść. Myślała też o tym, że może znowu zobaczy tajemniczego przybysza, ale skarciła się w myślach. "Każdy jest twoim wrogiem" - powtarzała sobie w myślach, przemierzając las.
- Jestem ciekawy, na co jeszcze cię stać - usłyszała nagle głos za sobą.
Kestin stanęła jak wryta, ale po chwili odzyskała świadomość i szybko odwróciła się do mężczyzny, którego spotkała rano. Poznała go po siniaku na oku.
Kaptur od płaszcza nie zasłaniał mu już twarzy. Rzeczywiście, był Obdarzony - jedno oko miało barwę zieloną, drugie złotą. Jego włosy były czarne, a grzywka opadała częściowo na lewe oko. Patrzył pewny siebie na Kestin z łobuzerskim uśmieszkiem.
Dziewczyna patrzyła chwilę rozkojarzona na chłopaka, po czym wróciła na ziemię.
- Czemu za mną idziesz? - spytała zirytowana.
Ten się zaśmiał i nie odpowiedział, na złość Kestin. Ta, jeszcze bardziej rozzłoszczona, odwróciła się na pięcie i odeszła. Słysząc za sobą kroki przyspieszyła, jednak po chwili ten stanął na jej drodze.
- Czego chcesz? - Kestin już puszczały nerwy.
Dlaczego się ze mną tak drażni? - w głowie Kestin pojawiło się wiele pytań. - Czemu mnie śledzi? Czy jest jednym z posłańców króla?
- Chciałbym potrenować z godnym mi przeciwnikiem - wreszcie odpowiedział chłopak. - A ty jesteś jedyną osobą, z którą mógłbym ćwiczyć walkę. Czy zechcesz ze mną ćwiczyć walkę?
Kestin zmarszczyła brwi. Nie wiedziała, czy warto mu zaufać. Ale przecież lubiła ryzyko, więc powiedziała:
- Zgoda.
- Jestem Oscar - powiedział chłopak.
- A ja Kestin - odparła Kestin.
Podali sobie ręce.


niedziela, 12 maja 2013

Rozdział I: Spotkanie

Kestin, jak co rana, wybrała się do miasta. Wtedy było najmniej ludzi i dużo nowego, świeżego towaru - łatwo było coś ukraść i zadbać o to, aby nikt tego nie zauważył.
Weszła do miasta. Od razu zobaczyła mężczyznę, który akurat wykładał owoce z dużego kartonu. Dziewczyna zakradła się od tyłu i uderzyła w głowę. Ten upadł na ziemię nieprzytomny. "Będzie miał najwyżej dużego guza" - pomyślała Kestin i zaczęła pakować owoce do swojej torby. Aby nie wzbudzać podejrzeń, dziewczyna zaprowadziła nieprzytomnego do środka sklepu, po czym zamknęła drzwi kluczem, który znalazła na stole. Potem, gdy miała już wracać, postanowiła, że weźmie też portfel mężczyzny - zawsze pieniądze mogą się do czegoś przydać. Znalazła go w kieszeni spodni, otwarła i zobaczyła nawet sporą sumkę. Kestin wyszła tylnymi drzwiami sklepu. Otworzyła drugą przegródkę portfela i wyjęła jego dowód osobisty, po czym wyrzuciła w krzaki. "No, to teraz do domu" - pomyślała i  poszła do lasu.
Podczas powrotu do swojego ukrytego, podziemnego mieszkania, usłyszała za sobą kroki. Szybko się odwróciła, ale nikogo nie zauważyła. Poszła dalej, zachowując czujność. Co chwila oglądała się za siebie, będąc w gotowości do ataku.
Kiedy Kestin już była pewna, że nikt jednak za nią nie idzie, że jej się przesłyszało, spokojnie poszła przed siebie, nie odwracając się już. Jednak po chwili zobaczyła niedaleko stąd pewnego mężczyznę. Patrzył prosto na nią. Dziewczyna zadrżała. Nie wiedziała, jak zareagować, nie miała pojęcia, czy to przyjaciel, czy wróg.
Po chwili namysłu uznała, że nigdy nie miała przyjaciela, nie chciał jej nigdy zaufać, więc uznała, że to też osoba, która nie powinna znaleźć się w jej życiu. Tylko jak zaatakować tego mężczyznę, skoro on stale śledził ją wzrokiem?
Kestin postanowiła, że szybko do niego podbiegnie. Odległość między nimi nie była taka duża - wynosiła maksymalnie dziesięć metrów. Dziewczyna zaczęła powoli iść w stronę mężczyzny, a nagle przyspieszyła. Wycelowała mu kopniaka w twarz, ale ten szybkim ruchem się obronił. Zdziwiło to Kestin; zwykle nikt nie potrafił odeprzeć jej szybkiego ataku. Inni ludzie byli za słabi i zbyt wolni.
Dziewczyna zaczęła się zastanawiać, czy on też ma Dar walki. Ta myśl ją zaniepokoiła. Chciała spojrzeć w jego oczy, ale chłopak miał zielony płaszcz, którego kaptur zasłaniał prawie całą twarz. "A może był to zwykły przypadek?" - spytała sama siebie po cichu.
Rozmyślania przerwał głos owego mężczyzny:
- Masz piękne oczy - powiedział z podziwem w głosie.
Kestin zawsze denerwowały osoby, które mówiły jej, że ma piękne oczy. Może i rzeczywiście tak uważali, ale nie lubiła, gdy ktokolwiek zwracał na nie uwagę.  Bez chwili zastanowienia uderzyła pięścią mężczyznę w twarz, tym razem celnie. Ten zatoczył się i po chwili z jękiem upadł na ziemię.
Dziewczyna spojrzała na niego z tryumfem, po czym pobiegła w stronę swojego domu.



wtorek, 7 maja 2013

Wstęp

Hmm, nie wiem, czy można to nazwać wstępem. W każdym razie w każdej książce wstęp musi być.
Tak, może piszę tę książkę na blogu, ale jeśli pisałabym ją wgdzie indziej, nie miałabym motywacji.
Ta 'książka' opowiada o pewnej dziewczynie, która nie znała swoich rodziców. Żyje ona daleko, daleko stąd, w pewnym lesie. To w nim się wychowała. Pewnie tytuł wam coś już mówi - tak, ta dziewczyna ma na imię Kestin i jest dobra w walce.
Król w kraju, w którym ona żyje, jest człowiekiem, który, delikatnie mówiąc, dba o bezpieczeństwo swoich poddanych, dlatego wszystkich złodziei podobnych do Kestin, zawsze karze znaleźć i zamknąć w więzieniu a czasem... jeszcze coś gorszego.
Pewnie zadajesz sobie pytanie: "Kestin jest złodziejką?" Moja odpowiedź brzmi: tak. Zastanawiałam się nad tym, czy fakt, że nasza główna bohaterka jest złodziejką, dać jakoś do tytułu mojej książki, ale uznałam, że lepiej nie.
Ale zdradzę ci jeszcze coś; nasza bohaterka ma w sobie Dar. Jest niewiele osób, które mają jedno oko np. koloru brązowego, drugie - niebieskiego, lub tylko część jednego oka w innym kolorze. Jeśli znasz taką osobę, wiedz, że ma w sobie Dar... Są różne Dary. Nie chodzi mi o dary Ducha Świętego, których zapewne uczyłeś się na religii. Chociaż jest Dar miłości czy mądrości. A Kestin ma wyjątkowo niebezpieczny Dar. Dar walki. Kiedy miała 8 lat, on się ujawnił. Zaatakowała jednego z ludzi, kiedy ten odkrył jej kolor oczu. Wtedy król zamknął ją w celi, na szczęście nie dał jej większej kary - była przecież dzieckiem... Jednak ta wymknęła się i od tamtego czasu już nigdy nie wychodziła z lasu. Postanowiła tam zostać na zawsze, a jeśli miała kiedykolwiek z niego wyjść, to tylko po to, aby ukraść jakieś jedzenie ludziom. W końcu trzeba jakoś żyć - zawsze tak usprawiedliwiała się w duchu. Nie chciała się więcej narażać królowi, wolała żyć.
Tylko miała jeszcze jeden problem - strażnicy wciąż jej szukali. Król był aż tak "opiekuńczy" dla swoich poddanych, że kazał złapać Kestin, związać ją i wrzucić do rzeki. "Albo cokolwiek! Byle, żeby jej już nie było!" - krzyczał jak zawsze zdenerwowany król.
Jednak Kestin dzięki swojemu Darowi dawała sobie radę ze strażnikami. Nie będę już pisała, jak przez 8 lat się ukrywała przed strażnikami i jakie przygody wtedy przeżyła. Chyba wolę opisać jej przygody, jak ma już 16 lat... Tak, niech ma 16.
 A więc zapraszam do przeczytania mojej książki, na prawdę warto... chyba.
Przyjmuję do siebie każde uwagi, pomogą mi szlifować moje opowieści.

To co, zabieram się do pisania pierwszego rozdziału! :)